Witaj Czytelniku,
Dość długo (przynajmniej dla mnie) nie mieliśmy kontaktu. Przykro mi z tego powodu, gdyż informacja, jaką otrzymałeś na początku mówiła, że będziesz mógł co miesiąc spotkać się ze mną tutaj. Niestety z powodów losowych nie było to możliwe. Obecnie już jest i bardzo z tego spotkania się cieszę.
Nasze spotkania tutaj różnią się oczywiście od tych w gabinecie pod wieloma względami. Nie widzę Ciebie, tego co dzieje się w Twoich oczach, nie czytasz tego tekstu w tym samym momencie, w którym ja go piszę, nie ma między nami wymiany. Ważną różnicą jest też to, że to wyłącznie ja proponuję, czy decyduję, co pojawi się tutaj, inaczej niż na sesji, gdzie to Ty „trzymasz kierownicę”.
Jeśli jednak cokolwiek tutaj przez mnie napisanego pozwoli Ci spotkać Siebie samego, zatrzyma Cię na dłużej przy sobie, a tym samym sprawi, że będziesz budował ze Sobą relację, to jest to dokładnie to samo doświadczenie, które towarzyszy spotkaniom na żywo.
Temat, który Ci dziś proponuję opiera się na tym, co najczęściej słyszę w gabinecie, a co nie ma przełożenia i pokrycia w rzeczywistości, czyli mity o psychoterapii.
Przychodząc na terapię masz za sobą różne doświadczenia życiowe. Może byłeś już kiedyś na spotkaniu z terapeutą i zrezygnowałeś, może Twoi znajomi chodzili na terapię i coś tam o niej już słyszałeś, może oglądałeś film, w którym obecny był ten wątek, a może to Twoje pierwsze spotkanie z terapią, bo otoczenie, w którym byłeś lub jesteś nie akceptuje tej formy dbania o zdrowie. Wyobrażam sobie, że wszystkie te sytuacje mogą wpływać na Twój obraz terapii, oczekiwań co do niej, a może nawet zatrzymywać Cię przed jej podjęciem. Rozumiem zatem, że siedząc naprzeciwko mnie możesz być zły, bo przecież „Nikt nie będzie Ci mówił, co masz robić”, smutny , ponieważ „nie poradziłeś sobie sam i musisz tu być”, albo wręcz odwrotnie pełen nadziei, że „wreszcie ktoś powie Ci jaką decyzję podjąć”. Może wstydzisz się, bo przecież „terapia jest dla „psychicznych”, może jesteś rozczarowany i bezradny, że choć „rozmawiasz z przyjacielem to i tak nic nie zmienia poza chwilową ulgą”, a może nawet zniecierpliwiony, że „jesteś już tutaj od 6 spotkań a i tak jeszcze nic się nie zmieniło”.
„Nikt nie będzie mi mówił, co mam robić”
Jak bardzo cieszę się, że to słyszę! Rozumiem, że sam w swoim życiu chcesz podejmować decyzje i przyjmować za nie odpowiedzialność. To jeden z objawów zdrowia psychicznego. Zastanawiam się skąd myśl, że ktoś będzie Ci tu mówił, jak się masz zachowywać? Wyobrażam sobie, że jeśli tego właśnie spodziewasz się podczas sesji to możesz się złościć , że tu jesteś. Jeśli będzie to dla Ciebie pomocne to chętnie opowiem jaka będzie moja rola podczas terapii.
To co na pewno się tutaj nie wydarzy to ocenianie Ciebie czy doradzanie Ci jak masz się zachowywać. To Ty sam najlepiej czujesz siebie, to jakie sprawy Cię uwierają, jakie trudy jesteś gotowy znosić a jakie nie, to Ty będziesz ponosić odpowiedzialność za swoje decyzje i wybory. Nie jestem Tobą, jestem sobą, dlatego tylko sobie mogę powiedzieć jak się zachowywać. Nie wiem czy kiedykolwiek kupiłeś sobie jakąś rzecz tylko dlatego, że ktoś powiedział, że jest fajna? Czy kiedykolwiek zdarzyło Ci się kupić sweter golf, dlatego że pani w sklepie powiedziała, że świetnie w nim wyglądasz i żal, że nie nosisz takich bo do Ciebie pasują? Czy kiedykolwiek kupiłeś jakiś model telefonu, bo to najnowsza generacja i znajomi są zachwyceni. Dopiero kiedy zaczynasz tego używać mierzysz się ze skutkami tych decyzji – Ty sam, a nie sprzedawczyni czy znajomi. Dopiero wtedy okazuje się, że ten świetny telefon ma słaby aparat, a Ty uwielbiasz robić zdjęcia. Bateria trzyma bardzo krótko i ciągle się irytujesz bo nie lubisz zaprzątać sobie głowy ładowaniem, a dla znajomych to żaden problem. Dopiero wtedy orientujesz się, że ciągle ciągniesz się za ten golf bo okropnie Cię drapie i przypominasz sobie, że już w podstawówce nie chciałeś nosić golfów bo drażniło Cię, że masz coś pod szyją. Chcę powiedzieć, że coś, co świetnie leży na jednej osobie wcale nie musi pasować do drugiej, że coś, co służy jednemu dla drugiego będzie niewygodą. Jest tak, bo się różnimy. Nie jestem zatem w stanie oceniać i doradzać co masz robić. Jestem natomiast gotowa przyjrzeć się razem z Tobą co jest dla Ciebie istotne, na czym Ci zależy, a czego nie jesteś w stanie zaakceptować, tak abyś Ty sam mógł wybrać, zdecydować i abyś wiedział z jakich powodów wybierasz akurat w ten sposób.
„Wreszcie ktoś powie mi jaką decyzję podjąć”
Domyślam się, że różne sytuacje w życiu stawiają Cię w obliczu konfliktu – co wybrać, jaką decyzję podjąć, jak się zachować? Czy rozstać się z wieloletnim partnerem bo od jakiegoś czasu się nie układa, nawet jeśli wcześniej byłem szczęśliwy. Czy przyjąć propozycję awansu, która daje szerokie perspektywy, ale wiąże się z przeprowadzką do innego kraju. Czy zgłosić na policję fakt gwałtu przez bliską osobę skoro czuję, co strasznego mi uczyniono, ale boję się wstydu, braku wiary w to co mówię itp. Wyobrażam sobie jak bardzo możesz czuć się rozdarty, jak bardzo w każde z tych rozwiązań jest bliskie Twojemu sercu, a jednocześnie jak czujesz się wręcz zaklinowany miedzy jednym a drugim. Rozumiem tą pokusę, aby ktoś zdecydował za Ciebie, aby ktoś wziął na siebie odpowiedzialność za wybór. Może Cię rozczaruję, ale nie wezmę jej na siebie ja. Jestem gotowa pomóc Ci przyjrzeć się jakie Twoje potrzeby stoją za każdym z tych wyborów, jestem gotowa pomóc Ci poradzić sobie ze stratą jednej z możliwości na rzecz drugiej, innymi słowy jestem gotowa pomóc Ci znaleźć wszystko to, co potrzebne Ci aby wziąć za siebie odpowiedzialność.
„Jeśli sam sobie nie pomogę, to nikt mi nie pomoże”
Ileż ja słyszę w tym zdaniu bólu. Bólu, smutku, samotności, rozpaczy, obawy. Wyobrażam sobie, że jeśli sam sobie nie radzisz z czymś, to możesz się czuć bezradny, a jeśli jeszcze w takiej sytuacji nie możesz prosić o pomoc to myślę, że nawet bezsilny. Są jednak takie sytuacje, w których nie jesteś sobie w stanie pomóc jeśli nie pomoże Ci ktoś inny. Czy sądzisz, że kobieta, która z zawodu jest położną może swoje dzieci rodzić sama bez obecności lekarza lub innej położnej? Czy uważasz, że kardiochirurg, który choruje na serce jest w stanie sam się uratować i zoperować? Czy uważasz, że ja jako terapeuta przeżywam w życiu tylko dobre momenty, a nawet jeśli są trudne to mając całą wiedzę psychologiczną jaką posiadam nie korzystałam nigdy z terapii? Korzystałam, a nawet jako terapeuta miałam obowiązek skorzystać.
Bycie w dwóch rolach uczestnika i obserwatora jest bardzo trudne, czasem wręcz niemożliwe, a nawet jeśli możliwe to niekoniecznie służące. Kardiochirurg nie może przeprowadzić zabiegu raz się do niego usypiając a za chwilę wybudzając, kobieta rodząca nawet jeśli jako położna doskonale zdaje sobie sprawę ze wszystkich fizjologicznych aspektów, skupiając się tylko na nich straci niezwykłe doświadczenie emocjonalne. Funkcjonując w różnych schematach, tak jak w okularach z określonym filtrem, trudno zauważyć ludzi i świat w innych niż dany filtr kolorach. Niektóre choroby (np. uzależnienia, zaburzenia odżywiania) zniekształcają obraz rzeczywistości, nie pozwalają jej widzieć w adekwatny sposób uniemożliwiając w ten sposób zmianę. Chętnie zatem porozmawiam o tym czego potrzebujesz, aby być bezpiecznym w sytuacji, w której dopuszczasz mnie do swojego trudu, po to abyś pozwolił sobie pomóc.
„Terapia jest dla „psychicznych”
Słysząc takie zdanie zastanawiam się czy przeżywasz wstyd, że przyszedłeś do terapeuty. Jestem ciekawa co lub kto Cię w tym zawstydza. Z mojej perspektywy jest to miejsce dla każdego kto potrzebuje pomocy, w tym aby żyć w przyjaznej relacji z samym sobą, aby odzyskać kontrolę nad swoimi emocjami i decyzjami, aby zadbać o swoje zdrowie emocjonalne. W fotelu naprzeciw mnie zasiadają osoby, które cierpią. Możesz cierpieć z różnych powodów. Czasem źródłem Twojego cierpienia jest choroba lub zaburzenie natury psychicznej, które kompletnie determinuje Twoje życie i sprawia, że nie jesteś w stanie funkcjonować tak jak byś chciał. Czasem jest to schemat doświadczeniowy, emocjonalny, który czyni z Ciebie zakładnika, więźnia w różnych relacjach czy sytuacjach. Być może czasem patrząc racjonalnie widzisz i rozumiesz pewne sprawy, ale jednocześnie nie czujesz tego w emocjach. Jak bardzo ten rozdźwięk musi być bolesny, jak bardzo musi Cię ograniczać. Jak dramatyczna to dla Ciebie sytuacja w której rozum krzyczy np. uciekaj, a serce sprawia, że nie możesz się ruszyć. Jeśli więc cierpisz to jest to wystarczający powód do podjęcia terapii.
„Zamiast iść na terapię lepiej porozmawiać z przyjacielem”
Cieszę się jeśli masz przyjaciół, jeśli możesz z nimi rozmawiać i masz poczucie,
że towarzyszą Ci w trudnych chwilach. Nie da się jednak przyrównać rozmowy z przyjacielem do relacji terapeutycznej. To dwie różne relacje. Przyjaźń jest relacją dwustronną, relacją wymiany i miejsca na każdą z osób. W relacji terapeutycznej nie będę rozmawiała z Tobą o moich problemach, nie będę prosiła o wsparcie w życiowych kłopotach. Zajmowanie się mną uniemożliwiałoby stworzenie pełnej przestrzeni dla Ciebie, lub wręcz stwarzałoby zależność między nami. Wyobraź sobie teraz, że pożyczamy sobie pieniądze albo wyjeżdżamy na wakacje. Przeżywamy w związku z tym różne emocje, możemy czuć się zobowiązani względem siebie. To stwarzałoby swego rodzaju „zakłócenia” w pracy nad Twoimi schematami. Im mniej znam Cię poza gabinetem tym bardziej mam „czyste” oko i ucho kiedy się w nim spotykamy i pełniej mogę Cię doświadczać. Relacja z przyjacielem pozwala zatem przeżyć różne emocje, nie stwarza jednak dużej możliwości zmiany ze względu na „ szumy”, o których pisałam.
„Jestem tutaj już od 6 spotkań a i tak jeszcze nic się nie zmieniło”
Słyszę, że się niecierpliwisz. Chciałbyś aby pewne zmiany już nadeszły, abyś przestał tkwić w czymś co sprawia Ci ból, być może już od dłuższego czasu. Być może będziesz się denerwował jeszcze bardziej, ale chcę Ci powiedzieć, że terapia jest procesem, to znaczy, że toczy się w czasie. Pewne schematy kształtowały się w Twoim życiu przez 20, 30, 40 lat i niema możliwości odczarować ich w kilka sesji. To tak jakby posiać ziarenko, trzeba je nasłonecznić, nawodnić, zadbać o ochronę przed wiatrem i przy tych dogodnych warunkach czekać aż wzejdzie i urośnie. Podobnie w terapii. Przy stworzonych odpowiednich warunkach, tzn. empatii, akceptacji i autentyczności z upływem czasu zaobserwujesz zachodzące zmiany. Nie wydarzy się to jednak od razu.
Spodziewam się, że nie uwzględniłam wszystkich mitów na temat terapii, z którymi się spotkałeś. Poruszyłam te, z którymi ja osobiście najczęściej spotykam się w gabinecie. Mam jednak nadzieję, że poznanie doświadczenia terapii takim, jakie ono jest w rzeczywistości przybliży Cię do odpowiedzi na pytania o gotowość na spotkanie z Samym sobą i swoimi trudnościami, oraz gotowość zmiany.
Pozdrawiam Cię serdecznie.